Osoby, które przebrnęły przez pierwszą część mojej relacji z konferencji Mobile Central Europe, mogą być zawiedzone, iż skupiłem się tylko na Google Glass, a nie całej masie tematów ważnych dla developerów. Tym osobom polecam wpis zamieszczony w blogu Kamila Brzezińskiego – jednego z oficjalnych blogerów Konferencji. Jest tam dużo ładnych zdjęć i opis tematów, które mnie akurat mniej interesowały. O samym Jitter Hackathon autor bloga zamieścił także osobny wpis – dowiemy się z niego trochę o tańczących robotach NAO, platformie Arduino i jeżdżących robotach, czy inteligentnych ubraniach z kontrolerami Lilypad.
BLE, BLE, BLE – czyli, co mnie zainteresowało
Kilka miesięcy temu przeczytałem artykuł o iBeacons, czyli możliwym wykorzystaniu przez Apple standardu Bluetooth 4.0 do dokonywania płatności. Miałoby to być rozwiązanie konkurencyjne do technologii NFC, która zdominowała płatności zbliżeniowe dokonywane kartami płatniczymi, ale jakoś nie może się przebić do płatności mobilnych, także ze względu na ograniczoną ilość telefonów obsługujących standard NFC. Moduł NFC ma wbudowane na przykład wiele modeli telefonów Samsung-a, ale żaden iPhone. Powstały jednak specjalne nakładki na iPhone’y – iCarte z modułem NFC/RFID i były one już testowane także w Polsce, przez mBank i MultiBank.
Ale zacznijmy od początku. iBeacon/Beacon to wykorzystanie do komunikacji standardu Bluetooth 4.0, czyli Bluetooth o niskim poborze energii. Po angielsku mówimy więc o Bluetooth low energy, Bluetooth Smart lub także BLE (który napisałem trzykrotnie w tytule). Standard Bluetooth 4.0 pojawił się w roku 2010, ale usłyszeliśmy o nim jednak szerzej dopiero w roku 2013, kiedy to Apple zapowiedziało wprowadzenie iBeacon w handlu detalicznym. Nowa technologia ma za zadanie ułatwić dokonywanie zakupów i płatności, w tym dostarczać oferty specjalne/informacje o promocjach do klientów znajdujących się już fizycznie w okolicy danego sklepu. Takie rozwiązanie ma spory potencjał, bo klient o ofercie dla siebie dowie się kilka kroków od placówki oferującej daną promocję, więc szansa jej wykorzystania jest duża. Co innego to e-mailowe czy papierowe newsletter-y czy SMS-y z informacjami o promocjach, które dostajemy w domu i często zanim dotrzemy do danego sklepu, to już o nich zapominamy.
W międzyczasie gdzieś jednak zasłyszałem o… „bekonach”, a właśnie bardzo łatwo można zrozumieć, na czym polega technologia BLE, gdy właściwie przetłumaczymy na język polski słowo beacon. Angielskie słówko beacon oznacza… latarnię morską (także lighthouse), radiolatarnię czy boję świetlną. Zaś boczek, bekon to po angielsku… bacon ;) I właśnie o technologii iBeacon/Beacon/BLE należy myśleć jako o miniaturowych „radiolatarniach”, które emitują określony sygnał w danym miejscu i jego bliskiej okolicy. Zasięg nadajników Beacon to około 50-70 metrów, ale można go ograniczyć do kilku centymetrów (i to właśnie jest ważne do wdrożenia płatności mobilnych). Stąd też technologia BLE nazywana również bywa lokalną lokalizacją, działającą wewnątrz budynków, w przeciwieństwie do GPS-u – systemu globalnego pozycjonowania, z wykorzystaniem satelitów.
https//youtu.be/SrsHBjzt2E8
W pierwszym dniu Mobile Central Europe, krakowski start-up technologiczny Estimote pokazał w działaniu swoje Beacon-y. O samym Estimote zresztą głośno było w grudniu 2013, kiedy firma poinformowała o pozyskaniu 3,1 miliona USD od inwestorów.
Firma Estimote zorganizowała praktyczne warsztaty – zarówno dla programistów iOS, jaki i Androida – ucząc ich na przykładach, jak łatwo można stworzyć aplikację współpracującą z Beacon-ami. Zresztą już ponad 10 tysięcy developerów na całym świecie otrzymało Beacon-y Estimote z nimi eksperymentuje. Estimote nie jest oczywiście jedynym producentem Beacon-ów na świecie, choć z pewnością jest już bardzo dobrze znany i rozpoznawany. Na krakowskim Kazimierzu znajduje się nie tylko firma Estimote, ale zajmująca się praktycznie tym samym konkurencja – firma Kontakt.
Wg specjalistów z Estimote, Beacon-y w chwili obecnej lepiej współpracują ze sprzętem Apple (począwszy od iPhone 4s i iPada 3) w porównaniu z Androidem. Wsparcie dla standardu BLE oferuje już jednak Android w wersji 4,3 i można spekulować, że Google może chcieć tą technologie promować, widząc moim zdaniem możliwości jej wykorzystania także do płatności w fizycznych sklepach za pomocą Google Wallet.
Swoje Beacon-y zapowiada także PayPal. PayPal Beacon wyglądem przypomina przenośną pamięć USB i ma być podłączany właśnie do złącza USB. Urządzenie będzie łączyć się z aplikacją PayPal, zainstalowaną w smartfonie klienta sklepu, która umożliwi dokonanie płatności. No ale nie dotyczy to Polski jak na razie. PayPal na swoich stronach internetowych zapowiada, iż PayPal Beacon będzie dostępny tylko w Stanach Zjednoczonych, Australii, Hong Kongu, Japonii, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Nie wiadomo jaki będzie koszt urządzenia, ani kiedy będzie dostępne.
https//youtu.be/P0QCRRsuqAo
Technologia iBeacons została aktywowana początkiem grudnia 2013 w 254 amerykańskich sklepach Apple. 6 stycznia 2014 roku firma inMarket rozpoczęła zaś instalację urządzeń w ponad 150 sklepach spożywczych – łącznie z sieciowymi Safeway i Giant Eagle – w Seattle, San Francisco i Cleveland. Firma zapowiada dalsze instalacje w tysiącach sklepów przed końcem roku 2014, ale już teraz z nowej technologii będzie mogło korzystać nawet do 20 milionów użytkowników ich aplikacji mobilnych. Także w Polsce mamy już pierwsze wdrożenie oparte o Beacon-y Estimote. W grudniu 2013 firma Synappse uruchomiła multimedialny przewodnik po warszawskim Muzeum Neonu.
I może już wkrótce… przechodząc na przykład obok restauracji McDonald’s (mając zainstalowaną aplikację od McDonald’s, swojego banku czy aplikację do płatności mobilnych) moglibyśmy otrzymać na telefon spersonalizowany przekaz reklamowy: „Zapłać dziś mobilnie swoim telefonem w restauracji McDonald’s, a otrzymasz rabat 40%”. Brzmi nierealnie? Ja tego typu promocję z McDonald’s – zresztą z bardzo dobrymi wynikami – zorganizowałem dla zbliżeniowych kart Visa w lipcu 2011 roku, a w roku 2013 powtórzył ją bank PKO BP dla płatności mobilnych IKO. Kiedyś podobną akcję robił także MasterCard.
Na zupełnie inne zastosowanie technologii BLE wpadli twórcy aplikacji i gadżetu zwanego Tile. Tile to po polsku tafla, kafel, dachówka. A tutaj mała płytka, która jest nadajnikiem BLE (twórcy projektu nie nazywają jej Beacon’em). Tą płytkę możemy zamontować na jakimś ważnym przedmiocie – np. kluczach do domu, w portfelu lub w torbie i za pomocą specjalnej aplikacji jesteśmy w stanie zlokalizować taki przedmiot, jeśli nam zaginie (oczywiście w polu ograniczonym zasięgiem nadajnika. Płytki Tile można już zamawiać – jedna kosztuje 19,95 USD, zaś kupując trzy sztuki za 59,85 USD, czwartą dostaniemy gratis.
Poznaliśmy dopiero pierwsze zastosowania technologii Beacon-ów i na pewno w głowach wynalazców całego świata powstają teraz nowe, innowacyjne pomysły i zobaczymy je już wkrótce. Sklepy, restauracje, stadiony, muzea, szpitale wyposażone w technologię Beacon, nie trudno jednak sobie wyobrazić także oddziały banków, bankomaty czy wpłatomaty, które wysyłają sygnały – zaproszenia, do przechodzących obok klientów… Innym pomysłem jest możliwość identyfikacji klienta w oddziale bez konieczności szukania dowodu osobistego lub w bankomacie bez szukania właściwej karty w portfelu? Także płatności mobilne – implementacja opcji płatności opartych o Beacon-y powinna być stosunkowo łatwa do aplikacji obsługujących bankowe płatności mobilne takie jak IKO, PeoPay czy iKASA (w uzupełnieniu do obecnych kodów 6-cyfrowych, QR kodów czy technologii zbliżeniowej NFC). Oczywiście przy płatnościach niezwykle ważne jest bezpieczeństwo systemu, ale o tym niech już wypowiadają się eksperci.
Na płatności mobilne najprawdopodobniej ostrzy sobie zęby także samo Apple, o czym możemy już przeczytać w amerykańskich mediach czy blogach związanych z innowacjami i technologiami bankowymi. Jeśli to stanie się faktem, to być może Apple zmieni kolejną branżę…
Było o BLE, teraz 3D
Drukarki 3D specjalnie mobilne nie są i jak na razie raczej trudno je smartfonem obsługiwać, niemniej jednak stają się one znakiem naszych czasów. Na Jitterze można było poznać technologię druku 3D i okazuje się, że jest to mniej skomplikowane, niż wcześniej myślałem. Pierwszy raz w życiu widziałem na własne oczy drukarki 3D, ich pracę i wydrukowane przedmioty.
Rozwój drukarek 3D rozpoczął się w roku 2006, kiedy wygasły patenty dotyczące tej technologii. I rozwój dotyczy nie tylko skomplikowanych i drogich rozwiązań dedykowanych dla wymagających klientów biznesowych, ale także prostych drukarek 3D, opartych na rozwiązaniach Open Source, które można sobie samemu zbudować w… domu. Drukarki 3D mają zdolność… reprodukcji – drukarka jest w stanie wydrukować około 40-45% nowej drukarki, czyli prawie wszystkie elementy plastikowe. Resztę trzeba jednak dokupić – metalowe elementy konstrukcyjne, całą elektronikę sterującą, głowicę podgrzewającą i dozującą tworzywo sztuczne czy silniki krokowe, kable i łożyska. Koszty takiej prostej, amatorskiej drukarki zaczynają się już od około tysiąca złotych. Przy budowie przyda się znajomość elektroniki i mechaniki oraz zamiłowanie do… majsterkowania. Wiedzę dotyczącą druku 3D łatwo znaleźć w internecie, zaś najlepiej chyba zacząć od przestudiowania strony RepRap.org.
Swoje nieco bardziej zaawansowane i skomplikowane drukarki 3D podczas Jittera prezentowała warszawska firma Monkeyfab. W swoim sklepie internetowym firma ta sprzedaje elementy potrzebne do budowy drukarek 3D, jak również gotowe zestawy do samodzielnego złożenia takiego urządzenia.
Muszę przyznać, że technologia druku 3D robi wrażenie, choć do domu takiej drukarki bym sobie raczej nie kupił, bo – przynajmniej teraz – jakoś nie widzę dla niej zastosowania. Choć byłoby to na pewno przydatne urządzenie na przykład w szkole podstawowej czy gimnazjum, aby dzieci czy młodzież mogły się uczyć programowania, myślenia przestrzennego i drukować pomoce naukowe do różnych przedmiotów.
Co jeszcze?
Na samej konferencji można było usłyszeć wystąpienia wielu ciekawych osób z całego świata. Wystąpienia odbywały się równolegle w trzech salach i startowały o pełnych godzinach. Zwykle prezentacja trwała 45 minut i pozostawał jeszcze czas na pytania oraz ewentualną zmianę sali. W części przerwy na lunch, na scenę wkroczyli zaś dodatkowi mówcy ze swoimi krótkimi, 15-minutowymi wystąpieniami, zwanymi flash talks.
Na początek wybrałem wystąpienie Mike’a Lee, który opowiadał o zmieniającej się rzeczywistości dla programistów i wszechogarniających nas aplikacjach. Nie tak dawno – w roku 2008 – pewien respekt budzili Ci, którzy mieli aplikacje w App Store, zaś o aplikacji Obama ’08, przygotowanej przed wyborami prezydenckimi w Stanach, rozpisywał się nawet Newsweek. Teraz czasy się definitywnie zmieniły – aplikacji mamy czasem aż nadmiar.
Jackson Gabbard z Facebook-a przedstawił metodologię tworzenia przez nich aplikacji mobilnych, działających na różnych platformach. A jest to nie byle jakie wyzwanie, bo każdego dnia korzysta z nich już 827 milionów mobilnych użytkowników Facebook-a na całym świecie.
Damian Mehers z Evernote, opowiadał o swoich doświadczeniach związanych z tworzeniem aplikacji Evernote na tzw. „Wearable devices” (przepraszam, ale chyba jeszcze nie mamy polskiego, zgrabnego tłumaczenia) – Google Glass oraz zegarki: Pebble, Samsung Galaxy Gear oraz Sony SmartWatch.
Można też było usłyszeć o uwarunkowaniach związanych z rozwojem aplikacji przeznaczonych dla dzieci, ich małych paluszków i innych zdolności manualnych niż u starszych odbiorców (Kathryn Rotondo). Tom Maes mówił zaś o szeregu wyzwań dotyczących tworzenia aplikacji skierowanych na odbiorców na całym świecie (np. kwestie językowe), w porównaniu z aplikacjami skierowanymi tylko na rynki lokalne. Z wspomnianych wcześniej „flash talks”, mnie najbardziej zainteresował Piotr Podziemski, który opowiedział o projekcie Cukeriada. Ma to być gra na tablety, która ma uczyć dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, jak żyć z cukrzycą typu pierwszego. Prezentacją dnia było dla mnie bez wątpienia wystąpienie Rob’a Rusher’a o Google Glass, ale o tym już pisałem.
Mobile Central Europe to nie była pierwsza konferencja na jakiej byłem i chcę tu pochwalić organizatorów. Generalnie wszystko działało (łącznie z Wi-Fi) i odbywało się zgodnie z harmonogramem. Mnie się podobało, mimo tego, że wiele rzeczy technicznych i dotyczących programowania po prostu nie rozumiałem, ale i tak znalazłem coś ciekawego dla siebie. Widać było, iż organizatorzy znają nowoczesne technologie i potrafią się nimi właściwie posługiwać. Można to było zauważyć od samego początku – zautomatyzowania procesu rejestracji, komunikacji z uczestnikami, stworzenia stron wg zasady RWD (Responsive Web Design) czy wykorzystania mediów społecznościowych.
Tomek
Tomasz T. Owoc – konsultant, manager z wieloletnim doświadczeniem i wiedzą z zakresu kart płatniczych, płatności mobilnych, procesingu transakcji, bankowości detalicznej, marketingu, mediów online i offline, PR. Były szef marketingu Visa Europe w Polsce, Czechach i na Słowacji. Pasjonat nowych technologii.
Więcej informacji o Tomku znajdziecie w jego profilu na LinkedIn: https//pl.linkedin.com/in/tomaszowoc