Na wstępie zaznaczę, że nie jestem wierna żadnej marce laptopa a ten wpis nie jest sponsorowany ;)
Nie chciałabym się tutaj rozpisywać o parametrach technicznych MacBooka Air. Takich wpisów jest tysiące i pewnie każdy z Was, który poważnie zastanawia się nad zakupem Maca już dawno je przeczytał. Chciałabym napisać Wam prostą notkę odnoszącą się do moich pierwszych (dopiero lekko ponad tydzień obracam Maczka) wrażeń. Dzięki niej dowiecie się jak mi osobiście korzysta się z tego komputera i czy… nie tęsknie po kryjomu za starym Samsungiem ;) Ważne: wszystko to, co przytrafiło mi się z Makiem w ciągu ostatniego tygodnia zapisywałam na bieżąco w Evernote, dlatego też moje wrażenia nie będą podzielona na te dobre i złe. Wymieniam je w porządku chronologicznym, zaczynając od tego co zanotowałam najwcześniej. Sami zauważcie pewną tendencję :) To co, lecimy?
1. Gdzie jest ALT? Gdzie jest ten #$^@%!@^ ALT? Mac ma ciut inną klawiaturę. Szczególnie upierdliwe na początku jest szukanie ALTa. Przynajmniej dla osób, które dużo piszą (polskie znaki). Tam gdzie normalny człowiek zwykle szukałby ALTa jest Apple’owy button o nazwie „Command”, odpowiednik Ctrl, który w Macu też jest przesunięty. Ogarnięcie nowego układu to coś co na początku wkurzało mnie najbardziej. Teraz jest już o wiele lepiej i ALT, CMD oraz CTRL zostały już ogarnięte. Aha – na próżno też szukać buttona Delete :)
2. Skróty – trzeba się ich na nowo nauczyć. Command z Shiftem i 3 to zrzut ekranu (nie ma do tego guzika), ctrl Z nie zrobi Ci takiego „cofnij” jak w Windows. Przez moje nawyki na początku co jakiś czas pisząc usuwałam część tekstu, którego nijak nie mogłam przywrócić. Raz wciskając jakiś bliżej niezidentyfikowany układ klawiszy skasowałam cały plik. Na początku trzeba po prostu na to uważać. I nie, nie zamierzałam (jak mi radzono) dopasowywać układu klawiatury. Po prostu po kilku dniach, w lekkich, ale wytrzymywalnych bólach, przywykłam do nowego.
3. Pad! Trzy palce z lewej do prawej to przewijanie okna, z dołu do góry to aktywne programy i opcja Biurko (czyli dawny Desktop), dwa palce tu, dwa palce tam, mały palece, duży palec, palec palec PALEC. Dżizzz, nigdy bym nie przypuszczała, że Pad może być tak bardzo czuły na układ i ilość palców. Do tej pory, jeśli korzystałam z Pada to w bólach i wystarczył mi do tego palec wskazujący. Maczek wykorzystuje palców nieco więcej niż jeden. I tak, znowu.. na początku to może wkurzać, ale potem śmigasz aż miło. Ważna jest intuicja. Tylko ona pozostawia Cię przy życiu.
4. Aplikacje. Tego się bałam najbardziej. Podobno mając Maca trzeba za wszystko płacić. Na „dzień dobry” nie ma standardowego Office’a (patrz punkt 7). Póki co wszystko czego nie miałam w defaulcie udało mi się za free znaleźć na AppStore (Paintbrush, Evernote, Twitter etc.). Bardzo fajnie o appkach napisał Andrzej Tucholski na swoim blogu jestkultura.pl. Zlukajcie tutaj.
5. Foldery. Ich wygląd jest dziwny. Jeszcze nie miałam czasu bawić się w customizację (ale zasięgnęłam języka u starych wyjadaczy i podobno #sienieda). Wolałam wygląd folderów na Windowsie. Te wydają mi się jakieś pokraczne, albo po prostu jeszcze się do nich nie przyzwyczaiłam. Organizacja plików na kompie – jest po prostu inaczej. Tak jak w starym Total Commanderze, chociaż wiem, że dużo osób taki layout sobie ceni. Mi to jeszcze przeszkadza.
6. Google. Przez te ostatnie dni już dawno tak bardzo nie cieszyłam się, że jest! Moje najczęstsze zapytania dotyczą czynności, które bezwiednie wykonywałam na swoim poprzednim kompie. I tak na Macu musiałam zapytać Google jak się robi printscreeny, czy jak korzystać z Commanda, gdzie jest Paint, jak obejrzeć strumień zdjęć… czyli same podstawowe czynności. Okay, teraz to już wiem, ale początki mogą być upierdliwe i co chwila sprawdzanie tego i owego w Google może wywołać lekki nerw.
7. „Kochanie sprawdź mi ten tekst”. Na Macu nie ma Office’a (ale możesz go oczywiście dokupić). Jest za to program Pages, który zapisuje pliki w Apple’owym formacie. I tak wczoraj zapomniałam eksportować plik do worda, wysłałam taki jak jest przez co nie dało się go otworzyć na zwykłym, windowsowym kompie. Kolejna upierdliwość. Rozwiązanie: pamiętać o tym albo od razu przy zakupie kompa kupić pakiet Office’a.
8. Pad po raz drugi. Będąc u rodziców musiałam wejść na moment na Della. Znowu siła nawyku, bo zaczęłam korzystać z pada tak jakbym korzystała z Maca :) Czyli kilka dni i zaczynasz ogarniać sprawę. Jest dobrze.
9. Nie będzie czym się ogrzać w zimę. Dobrze, że idzie lato, bo za tym będę tęskniła najbardziej. Odnoszę wrażenie, że Mac się po prostu nie nagrzewa. Mogę spokojnie go trzymać na kolanach i .. nic nie poczuć. Ani ciepła, ani jego ciężaru, ani buczenia. Nic. Zero. W lato do przeżycia, ale w zimę, pracując na Macu będę musiała się po prostu cieplej ubierać ;)
10. Bateria i myszka. Dwie rzeczy, które do tej pory zawsze miałeś przy sobie korzystając z lapka. Zapomnij! Od kiedy mam Maca (a mam go od 13 kwietnia) ładowałam go… dokładnie 3 razy. A korzystam z niego kilka godzin dziennie. Mega, chyba nie muszę pisać dlaczego :) Myszka? Nawet nie podłączałam. Reasumując: możesz na długie godziny wyjść z domu z samym lapkiem. Bez zbędnego balastu, podłączania, szukania kontaktu etc. Genialnie :)
Czy zatem warto kupić sobie Maca?
Powiem tak – jeśli cały czas myślisz o tym jak to by było mieć takiego lapka, pytasz o odczucia znajomych, którzy korzystają i stać Cię to… #yolo! Jak nie teraz to kiedy? Sprawdzisz i ocenisz sam czy MacBook jest dla Ciebie. Będzie Ci się podobał – super. Nie będzie Ci się podobał? Trudno, sprzedaż, oddasz, zamienisz, whatever, ale przynajmniej już nie będziesz gdybał „ciekawe jak to by było”. Ja po tygodniu korzystania z tego kompa jestem zadowolona.
I chociaż na początku nie było łatwo, teraz jest już bardzo okay. Musisz jednak wiedzieć, że jest to komp inny niż wszystkie i jeśli nigdy z Maca nie korzystałeś (tak jak ja) trochę czasu minie, zanim się do niego przyzwyczaisz i odkryjesz jego wszystkie funkcje. To jeszcze przede mną, dlatego kolejne wrażenia opiszę za jakieś… pół roku. I wtedy Ci powiem czy tak czy nie.
Jednak to co mogę napisać już teraz to to, że MacBook Air to nie rakieta, dzięki której wystrzelisz w kosmos i w której będziesz podziwiał Ziemię z orbity okołoziemskiej. To jest komp! Na Macu moje teksty na bloga tworzą się tak jak się tworzyły na innym lapku, mój Facebook nadal jest niebieski, na zdjęciach, które sobie zgrałam nadal jestem jaka jestem. Poza tym, aby być obiektywną w 100% musiałabym chyba dorwać jakiegoś Samsunga czy Lenovo za 6k i wtedy porównać. Czy gra jest warta świeczki, czy to tylko fenomen jednego jabłka.
Howk!
Ikona wpisu: www.flickr.com randomix