[dropcap]J[/dropcap]uż dawno chodził mi po głowie taki temat, ale ostatecznie kopa do głębszej analizy problemu dał mi mail, który otrzymałam jakiś czas temu od jednej z firm. Jak to w końcu jest z tym naszym językiem, tabletami, smartfonami i mobajlem? Co jest poprawną formą, a co największym grzechem językowym? Postanowiłam zapytać u kogoś, kto o język polski dba i zna się na nim lepiej niż inni. Zapraszam Was na chat z Arleną Witt, największą purystką językową polskiej blogosfery.
Katarzyna Dworzynska: Arlena, ostatnio otrzymałam maila, którego tytuł brzmiał „chcesz wygrać tableta? Wybierz najlepszą linię i wygraj”. Przez chwilę wydawało mi się, że coś źle przeczytałam, ale po chwili zastanowienia sama miałam już mętlik w głowie. Jak to jest z tymi nowymi, w naszym polskim języku słowami, typu tablet na przykład. Odmieniać je? Czy lepiej zostawić w spokoju i wszędzie pisać „tablet” bez żadnego „a”, czy „u” na końcu?
Arlena Witt: tablet to akurat nie jest zbyt nowe słowo, bo od wielu lat na naszym rynku są już tablety graficzne, więc to słowo jest już w słownikach, które podają, że poprawnie odmieniamy „wygrać tablet” (biernik) i „nie ma tabletu” (dopełniacz). *tableta to błąd.
Kasia: hmm no tak, ale słowo tablet tak naprawdę dopiero od niedawna zyskuje popularność na większą skalę. Im więcej użytkowników, tym częściej słyszymy o tabletach w potocznej mowie :)
Arlena: fakt. „tableta” to jednak trochę jak „oddawaj fartucha”, czyli nie polecam.
Kasia: o, to bardzo dobre porównanie :) czyli fartuch i tablet odmienia się tak samo?
Arlena: nie do końca, bo fartuch w dopełniaczu to „fartucha” (nie ma fartucha), a w programie TV juror (zresztą chyba Francuz) użył błędny przypadek.
Kasia: skąd taki przeciętny Polak ma wiedzieć jak odmieniać to słowo? Na czuja wychodzi różnie (jak widać). Może przydałaby się jakaś ogólna ściąga? Albo powtórzenie przypadków? ;)
Arlena: dobre pytanie. Akurat „tablet” już w słowniku jest, więc to łatwo sprawdzić, ale z innymi nowymi słowami jest problem – są tak nowe, że nie zdążą się pojawić w słownikach, trudno dla nich ustanawiać normy, językoznawcy często nie są zgodni co do ich odmiany, a czasem czekają aż słowo zagrzeje się wśród użytkowników, bo może po prostu samo się określi. Na co dzień zajmuję się korektą w dwóch magazynach technologicznych iMagazine i Android Magazine, w których pojawia się mnóstwo nowych terminów. Kiedy mam wątpliwości, zaglądam do poradni językowej PWN (jeszcze nigdy mnie nie zawiodła), szukam analogii do istniejących słów albo po prostu kieruję się zdrowym rozsądkiem.
Kasia: najzdrowszym ;)
Arlena: staram się. Myślenie to dobra metoda. Ale wracając do tematu problematycznych odmian… Najczęściej to użytkownicy sami z czasem ustalają użycie czy odmianę słów – to się właśnie nazywa życie języka. Dobrze jest zatem mieć oczy szeroko otwarte i obserwować, czy spotykamy się z daną odmianą, jak często, kto jej używa – czy jest to wiarygodne i świadome językowo źródło itp. Zawsze można też samemu się zwrócić do takiej poradni – mailowo albo telefonicznie, na szczęście tam zawsze służą pomocą.
Kasia: i są na bieżąco ze wszystkimi nowymi słowami. A powiedz mi co z odmianą takich typowych obcojęzycznych słów, które już przyjęły się w swej „obcej” formie w języku polskim. Mam tu na myśli chociażby takie słowo jak „mobile”. Możemy je odmieniać? Czy to już raczej przegięcie? Co rusz czytam w internecie: interesuję się mobajlem. Czy może lepiej pisać „interesuję się mobile”?
Arlena: jeśli używamy „mobile” jako rzeczownika, to odmieniać oczywiście można, ale powiem szczerze, że nie spotkałam się z szerokim użyciem zapisu „mobajl”, więc pozostałabym przy pisowni „mobile”, a wtedy odmianę zapisujemy tak jak odmianę iPhone’a, czyli z apostrofem: mobile’u, mobile’a, mobile’em – nie wygląda to może ładnie, ale to na pewno poprawna forma.
Kasia: ufff. Często właśnie piszę mobile z apostrofem, intuicja mnie zatem nie zawiodła.
Arlena: ważne, że o tym myślisz. Dla wielu osób jest to sprawa obojętna i nie dbają o poprawność.
Kasia: czy zatem forma „podobają mi się Google Glass’y” jest poprawna?
Arlena: tu akurat apostrofu nie będzie na pewno, bo czytamy ostatnią literę w słowie glass. Na razie zetknęłam się z odmianą glass w liczbie pojedynczej jak „muzeum”, czyli wszystkie przypadki takie same, ale gdyby rzeczywiście pomyśleć o liczbie mnogiej, to chyba skłoniłabym się ku „glassy”. Widzisz, to taka nowość, że trzeba się czasem dobrze zastanowić. A o odmianie różnych obcych słów z apostrofem lub bez pisałam u siebie na blogu: https//wittamina.pl/apostrof-w-zlym-miejscu/
Kasia: o kurczę, czyli to jednak nie jest do końca takie oczywiste jak mi się wydawało. Dzięki za linka, na pewno przeczytam :)
Arlena: nie jest to oczywiste, ale dość logiczne.
Kasia: jasne :) Jeszcze wracając do słowa „mobajl”. Jakbyś gdzieś przeczytała: „nie widzę świata poza mobajlem” to błędu językowego by tu nie było, dobrze zrozumiałam?
Arlena: nie jestem tego taka pewna. Raczej unikałabym tego spolszczonego zapisu – one zresztą bardzo często wyglądają dziwnie i rzadko się zdarza, że przyjmuje się taka spolszczona pisownia. Na przykład „smartfon” przyjął się dość łatwo, bo jest bardzo podobny do „telefon”, ale „mobajl” jest taki podobny zupełnie do nikogo.
Kasia: okay, czyli lepiej tak nie pisać. Zanotowałam.
Arlena: tak myślę. Może na razie. Może ta forma się jeszcze przyjmie, dajmy jej czas.
Kasia: moje kolejne pytanie miało być o smartfon, ale już poniekąd na nie odpowiedziałaś. mobajl nie, a smartfon tak. polska języka trudna języka.
Arlena: skojarzyło mi się jeszcze, że „mobajl” mógłby się odmieniać jak „koktajl”, ale to na razie zbyt nowe słowo.
Kasia: koktajl też nie jest polski!
Arlena: zgadza się. Ale zobacz, ile już ma lat!
Kasia: czyli z „mobajlem” trzeba nam jeszcze trochę cierpliwości. Zresztą, moda na mobile zaraz może minąć jeśli nadal będziemy tak szybko się rozwijać.
Arlena: właśnie. Niektóre słowa znikają razem z technologią. Tak było na przykład z „palmtopem”.
Kasia: a tak, pamiętam takie urządzenie.
Arlena: a właśnie, ale #gimbynieznajo i nie mają już też problemu z odmianą
Kasia: Apple to jednak świetnie to sobie wymyślił, bo myśląc o jego telefonach nie mówimy „smartfon” tylko iPhone. W ten sposób nawet jak produkt już nie będzie na czasie, przeminie, to nazwa pozostanie.
Arlena: hmmm wydaje mi się, że smartfon istnieje równolegle z iPhone’em. Przewagą Apple jest to, że mają bardzo chwytliwą i krótką nazwę, więc kiedy mówisz „iPhone”, od razu wiadomo, o jaką markę chodzi. Natomiast nie udało im się to, co wiele lat temu firmie Adidas i dziś nawet na buty innej marki mówimy adidasy. Tak czy inaczej nazwy swoich produktów mają sprytne. Trochę zbyt podobne do siebie, bo moim zdaniem iPod i iPad mogłyby się bardziej różnić, ale taka strategia firmy. Na pewno pracują tam mądrzejsi ode mnie.
Kasia: jesteś bardzo skromna :P
Arlena: muszę tak mówić, żeby Twoi czytelnicy myśleli, że jestem fajna.
Kasia: :D myślę, że oni to już wiedzą J Kolejne pytanie: gdybyś miała przetłumaczyć na język polski słowo „smartphone” to jakby ono brzmiało? :)
Arlena: o kochana, to jest dłuższa rozkmina.
Kasia: dajesz, strzelaj, pierwsze skojarzenie! nie musi być poprawne językowo ;)
Arlena: może jakiś intelifon.
Kasia: genialne :) chociaż zalatuję mi Applem.
Arlena: bo na literę I. Dobrze Ci się wgryźli w mózg skubańcy.
Kasia: zboczenie zawodowe.
Arlena: ale chyba coś w tym guście, bo jakoś trzeba przekazać to „smart”.
Kasia: tylko znowuż „smart” w języku polskim nie ma ciekawego odpowiednika. o mam! Bystrofon!
Arlena: hahaha
Kasia: :)
Arlena: gdyby „telefon” wiele lat temu ktoś chciał tłumaczyć na polski, byłoby to dziś pewnie „dzwonidło”. Może więc dobrze, że czasem nie wszystko przenosimy na słowiańskie odpowiedniki.
Kasia: ale przynaj: samolot brzmi bardzo zgrabnie. Czy po prostu już tym słowem przesiąkneliśmy? Aeroplane nijak mi nie pasuje do samolotu :P
Arlena: „samolot” to piękne słowo! Kiedyś pojawiło się w rozmowie z Czechami i Słowakami – każdy mówił po swojemu i jakoś się rozumieliśmy – i dla nich „samolot” wydał się bardzo śmiesznym wyrazem. Bo przecież to nie lata samo. Po słowacku to „letidlo”, więc logiczniej niż u nas. A nam już się nie wydaje dziwne, bo za długo z nami jest, czyli chyba tak – przesiąkneliśmy.
Kasia: pisałaś wcześniej o swojej pracy w magazynach związanych z nowymi technologiami. Jakieś konkretne słowa, które poprawiasz najczęściej? Czy raczej więcej jest błędów gramatycznych, literówek etc.
Arlena: jest ich sporo. Odmianę iPhone’a akurat sobie już ustaliliśmy z redaktorami, ale inne nowe słowa potrafią sprawiać kłopoty. Nie jest tego dużo. Większą trudność chyba sprawa pisanie po polsku. Wiele wiadomości pochodzi ze źródeł anglojęzycznych – premiery sprzętu, nowe technologie itp. Potem te materiały są może nie tłumaczone, ale przekazywane po polsku i pojawiają się problemy. Po pierwsze, autorzy często mają problem z zapisami liczb i jednostek, np. nie wszyscy pamiętają, że do oznaczania ułamków dziesiętnych używamy po polsku przecinka a nie kropki, czyli powinno być 1,5 GHz, a nie 1.5 GHz. Czasem nie wstawiają też spacji między liczbę a jednostkę. A po drugie – i to jest trudniejsze do nauczenia – nagminnie widzę używanie angielskiej składni. Na przykład zdanie typu „To, co mnie do niej przyciągnęło, to fajna grafika”. poprawiam na „Przyciągnęła mnie do niej fajna grafika”.
Kasia: ło matko, to już wyższa szkoła jazdy, ale podoba mi się, jak napisałaś: ustaliliśmy odmianę iPhone’a.
Arlena: hehe, oczywiście to nie my ją wymyśliliśmy, raczej musieliśmy sprawdzić w rzetelnym źródle i wszystkim ją przekazać, żeby nie było wątpliwości.
Kasia: no jasne. Duży szacun dla Was za to, że chciało Wam się to ustalić i wypracować pewien stały schemat.
Arlena: jak coś się często powtarza, to znaczy, że potrzebna jest pomoc. I ja jestem gotowa tę pomoc nieść. Chyba stąd zresztą narodziła się koncepcja na blog – jak ktoś chce, to ja mu chętnie wyjaśnię.
Kasia: stąd też i ja pomyślałam, że skoro piszę o marketingu mobilnym to dobrze jest pisać poprawnie.
Arlena: i bardzo słusznie! Fajnie by było, gdyby więcej blogerów i dziennikarzy miało właśnie takie podejście i nie bało się szukać.
Kasia: to teraz powróżmy trochę z fusów, chyba, że masz szklaną kulę.
Arlena: mam tylko czaszkę, ale w niej też mogę pogrzebać. Dawaj!
Kasia: jak myślisz (to jeszcze nie jest koniec pytania)..
Arlena: aha bo już miałam pisać, że mocno.
Kasia: jak będzie wyglądała przyszłość języka polskiego w kontekście nowych technologii i słów z nimi związanych – raczej będziemy odmieniać i spolszczać? Czy tłumaczyć i tworzyć nowe samoloty? (koniec pytania)
Arlena: czort wie. Spolszczanie będzie się odbywać coraz rzadziej moim zdaniem. W sensie szukania zupełnie nowych słów, staropolskich. Kiedyś przepływ informacji nie był tak szybki jak dziś i był czas na to, żeby polskie słowo się znalazło i przyjęło – tak jest na przykład w przypadku części samochodowych, mamy np. polsko brzmiący gaźnik. Dziś informacje fruwają w mig – słowa angielskie przenoszą się do innych języków, bo tak jest łatwiej. Czasem spolszczamy pisownię, powstają wtedy takie słowa jak smartfon czy klawiatura, a czasem nie ma takiej potrzeby, bo angielskie słowo ładnie i wygodnie się odmienia, jak laptop czy monitor. Zwykle dyktuje to wygoda, ale nie zawsze. McDonald’s jest w Polsce już ok. 20 lat, a nadal używamy słowa „shake”, choć jego odmiana nie jest wcale taka prosta. „Dwa shake’i poproszę” – tak to zapiszemy. Brrrrrr! Przynajmniej z mówieniem jest łatwo – szejk i szejki. A zresztą i z taką pisownią już się spotkałam, może się przyjmie szerzej.
Kasia: nieźle. No ale podobnie jest ze wspomnianym i budzącym najwięcej emocji mobajlem. Uszy nie więdną, ale już przy zapisie człowiek czuje się dziwnie.
Arlena: pewnie, może być różnie. Fajne jest to, że możemy sobie spokojnie poczekać i zobaczyć, bo sztuczne ustalanie zasad językowych działa tylko we Francji i wywołuje mieszane uczucia.
Kasia: chociaż ja czasami piszę na swoim blogu „mobajl”, ale to wynika z przekory. Sama jestem ciekawa w jakim kierunku rozwinie się nasza mowa i język.
Arlena: jasne, ja też lubię zabawy językowe i różne literowe połamańce, ale ważne, by jednak wiedzieć, co jest poprawne, a gdzie się zaczyna zabawa.
Kasia: i dobrze, żeby inni też wiedzieli kiedy autor żartuje. I mieli do tego dystans.
Arlena: jak to mówią, jeśli nie zrozumiałeś żartu, to ten żart nie był do Ciebie.
Kasia: o tak! Dokładnie! To co, podsumowując: tablet odmieniać, ale poprawnie.
Arlena: tak jest.
Kasia: jak człowiek nie jest pewien, to lepiej sprawdzić w słowniku, bo dużą część wyrazów już tam jest.
Arlena: są pewne zasady i można wiele z nich zastosować do nowych terminów technologicznych, ale niektóre słowa będą jeszcze długo budzić wątpliwości i żyć swoim życiem. Uvidim.
Kasia: nie tłumaczyć na siłe. Jak pisać w oryginalnej formie to nie odmieniać na siłę, tylko mądrze posługiwać się apostrofem.
Arlena: trudno jest też przetłumaczyć coś dobrze. To wymaga dobrego pomysłu. Na przykład ostatnio pojawiła się nowa wirtualna waluta – dogecoin, czyli moneta Pieseła. Bardzo fajne tłumaczenie wymyślił Wojtek Wieman: piesełniądze. Chciałabym, żeby się przyjęło, bo to naprawdę sprytne.
Kasia: genialne!
Arlena: a czasem jest tak, że po prostu tłumaczenie nie jest potrzebne, więc nic na siłę.
Kasia: w takim razie życzę wszystkim nam, aby te fajne nowe słowa się nam przyjęły, a te niefajne szybko przeminęły. Zdrowy rozsądek przede wszystkim!
Arlena: fajnych słów nigdy za dużo!
Kasia: i umiar!
Arlena: zawsze to mówię. Byle z głową.
Kasia: dzięki za rozmowę Arlena. Mam nadzieję, że wpadek językowych na moim blogu już nie będzie albo będzie ich mało.
Arlena: w ogóle się nimi nie przejmuj, zdarzają się najlepszym. W razie czego służę pomocą.
Kasia: wiem! Dzięki :) Ważne, żeby chcieć się nauczyć poprawnej polszczyzny i się pilnować a tej firmie, która wysłała mi maila wyślę…
Arlena: tak. Dałabym Ci piątkę za aktywność.
Kasia: linka do naszej rozmowy. Dziękuję Pani Profesor!
Arlena: hehe bardzo proszę.
Arlena Witt – copywriter, korektor, tłumacz, fotograf oraz bloger na wittamina.pl. Uwielbia językowe fikumiku, a na swoim blogu pisze o zdrowym rozsądku, języku, promuje pozytywne myślenie i tłumaczy, jak zwinąć słuchawki i dlaczego nie powinno się pracować za darmo.