Uber. Rewolucja w transporcie miejskim. Dobre samochody i ich różni kierowcy. Bo kierowcą Ubera może być każdy. Pod dwoma warunkami: musi mieć prawo jazdy i nie być karany. Kierowcą Ubera mogę być nawet ja :) Gdybym pewnego dnia miała wszystkiego dość i po prostu chciała się wyrwać z domu, niezależnie od tego, która byłaby godzina, Uber to dobra alternatywa. I nawet koszt wpisowego, w postaci 200 zł by mnie nie odstraszył ;) Kim zatem są kierowcy Ubera? Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i raz na zawsze to wyjaśnić.
I tak oto pewnego pięknego październikowego dnia po raz pierwszy w życiu zamówiłam Ubera. Korzystanie z aplikacji początkowo jest średnio intuicyjne, ale po 3 minutach surfowania wszystko wydaje się jasne. Szybko zaznaczyłam pinezką miejsce odbioru i bęc – wyskoczył mi pierwszy kierowca. Pan X ze sportowego Volvo 40.
Pan nr 1. Sportowe Volvo 40.
Pan nr 1 okazał się całkiem sympatycznym, całkiem przystojnym człowiekiem. Pech chciał, że musiał czekać na mnie ponad 10 minut, ale dzięki temu, że Pan miał do mnie nr a i ja miałam numer Pana przez ten cały czas pozostawaliśmy w kontakcie. Pan nr 1 miał jeszcze jedną cechę, jakże wówczas dla mnie ważną – był bardzo rozmowny. W sumie nie musiałam go nawet zbytnio ciągnąć za język, żeby dowiedzieć się, że Pan jeździ z Uberem od kilku tygodni, średnio po 12 godzin dziennie. Dochód? Około 10 tysięcy plnów na rękę. Miesięcznie. Satysfakcja? Jest. Kasa się zgadza więc czego chcieć więcej. Zarobić można? Można. Kiedy najlepiej? W weekendy, bo właśnie wtedy, kiedy bawi się młodzież zarobków jest najwięcej. Młodzi korzystają z aplikacji i kursów jest jeden za drugim. 20% z „utargu“ zabiera Uber, ale i tak jest w porządku. Co oprócz wynagrodzenia jest fajne? Firmowe promocje, które dają dodatkową kasę. I tak za wyjeżdżenie X godzin można otrzymać kilkaset złotych więcej, za polecenia, za ilość zrealizowanych kursów, za ładny uśmiech do pasażera. Pan nr 1 był bardzo szczęśliwy. I miał ładny, pachnący nowością samochód. Idealna sytuacja dla pasażera.
Pan nr 2. Kosmiczna Honda Civic.
I znowu bingo, chodź w mniejszym wydaniu. Pan nieco starszy, samochód zadbany. Rozmowny, chociaż bez szczegółów. Z wynagrodzenia jest zadowolony, ale Ubera traktuje jako dodatkowe źródło dochodów. Z pracy w piątek wyszedł specjalnie wcześniej, około 16, żeby jeszcze trochę pojeździć po mieście. W ciągu 2 godzin miał 3 pasażerów. Jest nieźle. Jak dobrze? Nieźle. Na moje pytanie o ilość kierowców Uberów Pan nr 2 odpowiedział, że jest ich około 100. Na moje pytanie o promocje Pan odpowiedział, że marketing mógłby być nieco lepszy, żeby było więcej pasażerów. Czy Pan nr 2 jeździ także w weekendy? A jakże, i to w najlepsze ;) Oboje byliśmy nieźle ubawieni. Fajny klimat. Fajna Honda Civic.
Pan nr 3. Wiśniowa Skoda Fabia z kogutem, dla zmyłki.
Tego Pana trochę szukałam, bo jak się okazało, dla zmyłki miał taksówkarskiego koguta na dachu. Ale to nic, Pan na taksówce już nie jeździ. Zresztą tak naprawdę nigdy nie był zrzeszony w żadnej korporacji a klientów miał głównie z miastowej łapaki. Na Ubera czekał z niecierpliwością, od dawna śledził poczynania firmy za granicą. Jest bardzo zadowolony, ale nie zarabia 10 tys. miesięcznie, tylko trochę mniej, ale wciąż liczy na więcej. Z Uberem jeździ mu się dobrze. Jest zadowolony. Namawiał mnie. Weekendy w nocy zdecydowanie najlepsze. Z innymi kierowcami Ubera się nie spotyka, ale wie, że jeździ ich po mieście coraz więcej. Nie może być i taksówką i Ubero – kierowcą jednocześnie, bo to jest zabronione: „bo co bym zrobił gdybym miał dwa zlecenia w tym samym czasie?“. Uber to jego jedyne źródło dochodu.
Pan nr 4. Student z Citroena.
Przyjechał do Warszawy, bo stawia na edukację. Nie pociągiem, a swoim Citroenem C czwórką. W Uberze jeździ od tygodnia, jest mało rozmowny. Ma około 10 do 12 klientów dziennie, więc biznes mu się opłaca. Lubi to co robi, swoją pracę wykonuje sumiennie. Niedawno skończył 22 lata. To jego pierwsze poważne zajęcie. Lubi Warszawę. Lubi ją poznawać. Ubera traktuje jako dobrą opcję na dodatkową kasę. Ile? Milczenie, milczenie, milczenie.
Pan nr 5 i 6. BMW na pożeganie.
Dwa razy pod rząd trafił mi się ten sam kierowca. Sąsiad z Wilanowa. Nie bezpośredni, bo z bloku obok, ale zawsze. Ładne BMW z fotelikiem na tylnym siedzeniu. Pan pracuje tylko w Uberze, wcześniej pracował w biurze czy w jakiejś innej korporacji. Ceni sobie spokój, sam jest bardzo opanowany, szczególnie gdy korzysta ze smartfona prowadząc samochód jednocześnie. Jeździ od niedawna, więc jeszcze nie wie czy będzie mu się to opłacać. Co mi przypomniało, że Pan 2 rozważał zainstalowanie gazu w swojej Hondzie Civic (żeby było taniej, bo teraz to benzyna). Jeździć będzie dużo, ale bez przesady. W sobotę kursować zaczął od 10. Spotkaliśmy się dwa razy i podczas tego drugiego przejazdu było już nieco rozmowniej, chociaż i tak a propo Ubera pan nr 5 i 6 zarazem milczał. Czyżby się wstydził?
I tak skończyła się moja przygoda z Uberem, przynajmniej na razie. Jak było? Bardzo dobrze. Widać, że póki co kierowcy są zadowoleni, mają co prawda niewielką wewnętrzną konkurencję, ale i o popyt należałoby zadbać. Kim zatem jest ta Uberowa śmietanka? To zwykli ludzie, tacy jak ja i Ty, jak on. Pochodzący z różnych środowisk, Ubera traktujący jako stałe albo dodatkowe źródło dochodu. Czy jeżdżąc z Uberem czułam się bezpiecznie? Raczej tak. Przypominało mi to jazdę z koleżanką lub kolegą. Zupełnie nie czuje się charakteru taxi. Bo jednak umówmy się, taksówkarze są specyficzni.
Czy kierowcy odstraszyli mnie do korzystania z Ubera? Nigdy w życiu!
Czy zatem będę korzystać z Ubera? Pewnie będę. Chyba, że się wkurzę. Już raz nie mogłam zamówić samochodu, bo akurat nikogo nie było w mojej okolicy (Wilanów). Wtedy uratowało mnie iTaxi (3 samochody w promieniu kilku minut). Dwie super wygodne opcje – nie muszę mieć ze sobą gotówki (ani karty ani niczego, bo tylko trzaskam drzwiami i tyle mnie widziano) oraz mam numer do kierowcy, więc mogę mu wysłać SMS-a, że będę spóźniona etc. nie muszę dzwonić do centrali. Minusy? Brak, serio. Pozostawiam jedną opcję do rozważenia – a mianowicie aby wprowadzić kolory do oznaczenia pojazdu. Będzie łatwiej rozpoznać, kiedy podjedzie po nas kierowca. Wszak nie ma on żadnego znaku, który by mówił, że jest Uberem.
A więc drodzy kierowcy – do następnego razu!