Długo się zbierałam do tego wpisu. Najpierw myślałam, że stworzę arcyciekawy tekst tuż po Blog Forum Gdańsk, ale tak się nie stało. Gdy po weekendzie wróciłam do Wawy nie byłam w stanie porządnie sklecić jednego zdania. Moje myśli wirowały wokół wielu tematów, które narodziły się w czasie nadmorskim, ale nie były w stanie osiąść spokojnie na dnie papieru. Dopiero dziś jest ten dzień. Dzień podsumowań, dzień w którym mam siłę i radość z tego, że piszę, co piszę i jak piszę. A piszę już trochę od ponad roku.
Pamiętam doskonale moment, w którym postanowiłam założyć bloga. Poranek 19 listopada. Kolejny poniedziałek, prawie taki sam jak tydzień przedtem, i dwa i trzy. Siedziałam na Twardej, wtedy jeszcze u pomarańczowego i zastanawiałam się nad sensem tego co robię, nad swoją karierą, nad swoim życiem. Niby wszystko było na swoim miejscu. Praca, którą zawsze lubiłam, firma, w której wartościach się odnajdywałam. Ale czegoś jednak mi brakowało, coś było nie tak. Wpadłam w rutynę, której nie cierpię. Ugrzęzłam w martwym punkcie, zdając sobie nagle sprawę z tego, że nie odnajduję radości w tym co robię, w swoim życiu.
Pragnęłam czegoś więcej. Pragnęłam wyjść poza schematy, zacząć tworzyć coś z pasją i zaangażowaniem. Swoimi pomysłami, swoim spojrzeniem na marketingowy świat zarażać innych ludzi. Dzielić się wiedzą, wyciągać wnioski. Uczyć się, ale przede wszystkim poznawać – nowe miejsca i ludzi. Na tym najbardziej mi zależało.
Mój pierwszy wpis na blogu światło dziennie ujrzał 22 listopada. Napisałam wtedy o konkursie w Orange, dzięki któremu można było wziąć udział w testowaniu Lumii 920. Potem napisałam o kilku appkach, którymi wówczas byłam zainteresowana i.. poszło! Teraz, jak patrzę na swoje wpisy z perspektywy czasu mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że dużo się działo, a mój sposób patrzenia na mobile ewaluował praktycznie z dnia na dzień, z wpisu na wpis. Były okresy intensywne, były okresy totalnego marazmu i posuchy na rynku. Ale za każdym razem, tworząc nowy post wiedziałam, że to ma sens, że robię to dobrze i że chcę robić to nadal.
Blog, może nie bezpośrednio, ale przyczynił się do tego, że po raz pierwszy od 2008 roku pomyślałam o opuszczeniu pomarańczowego pokładu. Ci z Was, którzy mnie znają osobiście, wiedzą, że nie rzucam słów na wiatr, idę za ciosem i jak coś sobie postanowię, to choćby się waliło i paliło dopnę swego. O ile oczywiście na tym czymś mi zależy. Wtedy w listopadzie postanowiłam, że blog mi nie wystarczy, że muszę zmienić także środowisko, wyjść „ze swojej strefy komfortu”. Tuż przed Nowym Rokiem otrzymałam propozycję pracy u fioletowego, a 2 stycznia złożyłam wypowiedzenie w Orange.
Jak przez ten ostatni rok zmieniło się moje życie? Przeogromnie bardzo. Wciąż jestem tą samą osobą, ale z bagażem nowych doświadczeń, które dla mnie są obecnie na wagę złota. U fioletowego z początku nie było łatwo. Dlaczego? Bo po tylu latach w Orange miałam w głowie pewien schemat, którego ciężko było się oduczyć. Ileż to razy zdarzyło mi się powiedzieć: „a u nas w Orendżu”.. To było silniejsze ode mnie. Ja naprawdę żyłam pomarańczową firmą! I nie ukrywam, trochę mi zajęło aby się przestawić. Teraz pływam pod filetową banderą i jest mi z tym kolorem bardzo dobrze, żeby nie powiedzieć, że jest mi z nim do twarzy ;) Z perspektywy czasu mogę z czystym sumieniem napisać,że to była najlepsza zawodowa decyzja podjęta przeze mnie w tym roku.
Chyba na początku marca pojawił się w mojej głowie pomysł stworzenia spotkań poświęconych marketingowi mobilnemu. Nie pamiętam dokładnie daty, ale z całą pewnością mogę Wam się przyznać do jednego. W kilka chwil po tym, jak pomysł na cykl eventów pojawił się w mojej głowie, jego zarys wisiał już w skrzynce odbiorczej Dyrektor Marketingu Akademii Leona Koźmińskiego. Pomysł chwycił :) Pierwsze spotkanie Warsaw Speaks Mobile zorganizowałam w maju i… dalej jakoś to poszło. Nigdy bym się nie spodziewała, że odezwie się do mnie TYLE osób, z setką przeróżnych pomysłów, które po części udało nam się wspólnie zrealizować. Myśląc po raz pierwszy o Warsaw Speaks Mobile nie byłam pewna, czy spotkanie wypali. Jednak wierzyłam w nie całą sobą i po raz kolejny przekonałam się, że wystarczy chcieć, żeby móc!
W czasie ostatniego roku wiele się działo. Nie sposób tego opisać w tym jednym poście, na łamach mojego bloga, bo potok słów, które w tym momencie pojawiają się w mojej głowie jest powalający. Jednego jestem pewna – to był dla mnie niezapomniany czas, który wiele mi dał i wiele mnie nauczył. Czas, w którym poznałam setki osób podjaranych tak samo jak ja – swoją bajką. Byłam na randce w Jackiem Walkiewiczem, który w piękny sposób otworzył mi oczy na rzeczy w moim życiu ważne. Byłam na Orange Blog Talks Social, gdzie po raz pierwszy miałam okazję poznać innych znanych i cenionych blogerów. Wreszcie pojechałam do Gdańska na Forum of Forums, gdzie po prostu czuło się wszechogarniającą moc, która po dzień dzisiejszy mi towarzyszy.
Miałam chwile zwątpienia i smutku, kiedy widziałam, jak stoi mój blog. Jak stopniowo pokrywa go kurz. Niestety jeszcze nie wiem jak zakręcić dobą, żeby miała więcej niż 24h. I tak ostatnie tygodnie to była w głównej mierze praca nad LTE. Ci z Was, którzy mają internet mobilny w Play i chcą przedłużyć umowę – zapraszam do mnie, to moja działka, z której jestem niezmiernie dumna, chociaż ciągle się jej jeszcze uczę :)
Tym nieco przydługim i nudnym wpisem chciałam Wam tylko powiedzieć, jak bardzo bardzo się cieszę, że podjęłam te Wszystkie ważne dla mnie decyzje. Mam kilka dewiz życiowych, jedną z nich jest „lepiej żałować, że się zrobiło, niż żałować, że się nie zrobiło” i po części jednym zdaniem kieruję się w swoim społecznym funkcjonowaniu. Czasami nie warto się zastanawiać, tylko iść na żywioł. Zaufać intuicji. Popłynąć zgodnie ze swoim wewnętrznym flow. Dla mnie najważniejsze w tym ostatnim roku były te trzy rzeczy: blog, praca, Gdańsk. To krótka esencja wszystkiego.
W kolejnym roku życzę sobie i Wam wielu spontanicznie podjętych decyzji, bo czasami właśnie te nie do końca przemyślane i na 100% pewne mogą okazać się najważniejsze.
Dziś znowu wracam.