Za ten wpis zbieram się już od jakiegoś czasu, nie jest to temat łatwy. Nie jest to temat, który jest hurra-pozytywny, ale nie o to chodzi. W tych kilku słowach chciałabym się po prostu podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami i doświadczeniem w prowadzeniu biznesu. Wydaje mi się, że jest to wartościowy materiał, który może otworzyć oczy szczególnie młodym przedsiębiorcom, stawiającym pierwsze kroki na swoim. Prawda jest taka, że prowadzenie firmy to ciężki kawałek chleba, a za każdym rogiem czekają na nas pułapki, które w bardzo łatwo wpaść. Wychodzenie z nich może wiązać się z kosztami, straconym czasem i niepotrzebnym stresem. Ten wpis może przynajmniej po części Wam tego zaoszczędzi.
Być może kojarzycie reklamę, w której młody gość prowadzący własną, firmę opowiada o tym, jak jego pracę widzą rodzice, znajomi czy sąsiedzi. Na koniec dochodzi o konkluzji, że robota na swoim to tak naprawdę orka 24 godziny na dobę. 7 dni w tygodniu. I ma w tym całkowitą rację. Jeśli całe życie pracowaliście na etacie, ale praca pod czyjeś dyktando zaczyna Was uwierać, marzy wam się własny biznes, bo wtedy będziecie panem swojego losu i nikt wam nie powie, o której macie wstać z łóżka, sami będziecie decydować o tym, kiedy pojedziecie na urlop, czy pracować w momencie, kiedy przyjdzie wam na to ochota – to musicie wiedzieć jedno. To są mity, które zostały stworzone najpewniej przez kogoś, kto nigdy nie miał własnej firmy. Pracując na swoim tak naprawdę pracuje się non – stop. Nigdy nie będziecie panem swojego losu, bo zawsze po drugiej stronie są klienci, dla których będziecie prowadzić projekty, sprzedawać im swoje produkty lub usługi. Urlop? Powodzenia! Praca o której się chce? Nie, jeśli macie deadline‘y i umówione, konkretne terminy (czyli de facto porównując do pracy w korpo nic się nie zmienia). Mamy jasność, no to możemy iść dalej.
Zdecydowałeś się pracować na swoim. Jesteś zmotywowany i gotowy do ciężkiej pracy. Na co więc powinieneś zwrócić uwagę, aby w przyszłości nie tracić czasu na naprawianie niepotrzebnych błędów?
Aspekty praktyczne – optymalizacja kosztów
Już od początku staraj się optymalizować koszty. Jeśli nie musisz, nie wynajmuj biura, ani nawet miejsca w co – worku, szczególnie, gdy pracujesz sam. Brakuje Ci ludzi wokół? Wyjdź do kawiarni ;) Serio, praca w biurze tylko po to, żeby poczuć atmosferę miejsca, wpaść w rytm etc. to tylko strata pieniędzy, które możesz przeznaczyć na coś innego (np. reklamę na Facebooku czy newsletter). Rozpoczynając działalność staraj się zminimalizować koszty stałe. Do póki nie staniesz na nogach, a twoja praca nie zacznie przynosić względnie stałych dochodów, albo takich, które będzie mógł sobie zaplanować. Jedyna rzecz, na której nie należy oszczędzać, to dobra księgowa, która zadba o Twoje finanse, przypilnuje terminów, wyjaśni wątpliwości lub będzie służyła ogólną radą, szczególnie na początku. Jeśli chodzi o kwestie wystawiania faktur – skorzystaj z rozwiązań online. Wybór w tym momencie jest bardzo duży i na pewno znajdziesz coś dla siebie.
Ja właśnie tak zaczynałam – od pracy w domu. Dopiero po pół roku przyszedł czas na pierwsze biuro. A jeśli chodzi o spotkania – statusy zawsze odbywały się u Klienta.
Szanuj swój czas. Zawsze
Na początku może Ci się wydawać, że każdy klient, który przyjdzie do Ciebie z zapytaniem ofertowym, czy zamiarem skorzystania z Twoich usług, jest na wagę złota. To normalne. Cieszy się fakt, że twoja firma się rozkręca i są chętni na skorzystanie z Twoich świadczeń. Dopiero po chwili okazuje się, że klient jest bardzo wymagający i zanim wyda u Ciebie przysłowiową złotówkę, obejrzy ją z dwóch stron. O ile negocjacje same w sobie nie są niczym złym, o tyle zgadzanie się na pracę za minimalną stawkę, tylko po to, żeby klient nie uciekł do kogoś, kto tę samą usługę wykona mu taniej, nie przyniesie Ci długofalowych korzyści. Ceń swój czas i pieniądze. Określ swoje stawki i się ich trzymaj. Jeśli klientowi zależy na dobrej jakości wykonywanych usług – zaakceptuje Twoją ofertę. A jeśli szuka najtańszej opcji na rynku, rozstanie się z Tobą tak szybko, jak tylko uda mu się ją znaleźć. W rezultacie Ty staniesz na rzęsach, żeby za niską stawkę wykonać dobrą usługę, a klient przy pierwszej, lepszej sposobności, bez mrugnięcia okiem, zamieni Cię na kogoś tańszego. Klienci mają różne intencje. Możesz być zaskoczony – niektórzy działają bez skrupułów.
Inna kwestia – jeśli po rynku, na którym działasz, rozejdzie się wieść, że Twoje usługi są super tanie, w przyszłości trudniej Ci będzie wejść na wyższy, rentowny poziom.
Pytaj o budżet
Zadzwonił do mnie kiedyś klient z branży IT, któremu bardzo zależało na PR w branży nieruchomości. Przez telefon krótko przedstawił swoje potrzeby. Umówiliśmy się na wypełnienie briefu. I o ile uzupełnił większość informacji, o które go poprosiłam, o tyle pytanie o budżet pozostawił bez odpowiedzi. Zależało mu na kompleksowym podejściu do obsługi: od PR, przez content marketing i social media. Na dwóch 1,5 godzinnych spotkaniach szczegółowo omawialiśmy możliwości współpracy i w zasadzie wszystko było jasne, tylko budżet z dziwnych i niezrozumiałych wówczas dla mnie przyczyn, wciąż pozostawał niewyjaśniony. Temat tabu! Przygotowałam kompleksową ofertę, uwzględniającą wszystkie potrzeby drugiej strony, po czym okazało się, że klient jest bardzo zainteresowany współpracą i w zasadzie możemy zaczynać od zaraz, ale jego budżet na działania to… 1000 złotych. Za wszystko.
Mea culpa. Gdybyśmy poziom budżetu ustalili od razu, nie marnowałabym czasu na tego pseudo klienta. Inna kwestia jest taka, że mogło mu zależeć tylko na konsultingu, który w rezultacie otrzymał ode mnie za darmo. Nauczka na przyszłość? Od początku ustalajmy budżet, którym dysponujemy. Dzięki temu, unikniemy szeregu nieporozumień. Klient nie chce zdradzić budżetu? To nie jest poważne podejście do współpracy.
Sprawdzaj dla kogo pracujesz
Oprócz budżetu, warto też sprawdzać samego klienta. Po co? Żeby uniknąć sytuacji, kiedy zostajemy z wystawioną fakturą VAT i wykonanymi usługami, a klient zwyczajnie rozpływa się w powietrzu. Niestety miałam już takie sytuacje, o których pisałam tutaj. Warto zawczasu sprawdzić z kim podpisujemy umowę, a jeśli jest taka możliwość – poprosić o zaliczkę, albo płatność z góry. Zanim założyłam własną agencję PR, żyłam w naiwnym przekonaniu, że wszyscy są uczciwi. Jakże szybko zostałam wyprowadzona z tego błędu. Są ludzie, którzy się nie patyczkują, i którzy za wykonane przez Ciebie działania po prostu Ci nie zapłacą. Bez skrupułów. Bo tak. Oczywiście, możesz ich ścigać po sądach, ale tu wracamy do początku tego akapitu – sprawdzaj z kim podpisujesz umowę.
W ciągu ostatnich dwóch lat miałam dwie sytuacje, które przysporzyły mi mnóstwa stresów i straty pieniędzy. Raz umowa była podpisana na firmę krzak, z prezesem widmo, którą reprezentował ktoś zupełnie inny, kto zlecał mojej agencji zadania i był odpowiedzialny za ich odbiór. Finalnie osoba ta po pewnym czasie została zwolniona, a prezes firmy, jako figurant, nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności. Co więcej, jak się okazało, był (w w zasadzie jest nadal) prezesem także kilkunastu innych spółek krzak. Odzyskanie należności od tej spółki/prezesa, graniczy z cudem. Najgorsze jest to, że na tę nieuczciwą firmę trafiłam przez swojego byłego już klienta, który też miał w tym swój udział. Ciekawych zapraszam na swojego Facebookowego walla, na którym kiedyś opisywałam całą sytuacje, wystarczy dobrze zescrollować.
I drugi przypadek: jakiś czas temu osobiście zaangażowałam się w promocję pewnego startupu. Pracowałam dzień i noc, wykorzystując swoje prywatne relacje z ludźmi biznesu. Wierzyłam w powodzenie tej idei, dlatego nie bałam się podpisywać pod nią swoim nazwiskiem. I kiedy startup został wypromowany, a klient osiągnął z tego tytułu dość spore finansowe zyski, po prostu zniknął z rynku. Nie muszę mówić, że zostałam z niezapłaconymi fakturami i lekko nadszarpniętą reputacją? Mój były klient natomiast wyjechał sobie na wakacje do Stanów, a niedawno był w Dubaju. Na zdjęciach, które wrzuca w social media, widać jak zacnie mu się wiedzie. A wykorzystanie kilkunastu osób w celu osiągnięcia prywatnych, finansowych korzyści? Jak widać, dla niektórych to chleb powszedni. Kolejna lekcja zaliczona.
Nie przystawaj na dziwne propozycje
I znowu – temat rzeka. Powtórzę to jeszcze raz – na swojej drodze zawodowej możesz spotkać różnych ludzi. Jedni będą mieli dobre intencje, a inni będą Cię po prostu chcieli wykorzystać. Nawet, jeśli propozycje, które Ci składają, wydają Ci się atrakcyjne – weź poprawkę na jedno. Oni nie składają Ci tych propozycji charytatywnie. Składają Ci je po to, bo chcą na Tobie zarobić. Zanim zgodzisz się na wzięcie udziału w super – hiper opcji, przemyśl wszystkie za i przeciw, ale przede wszystkim odpowiedz sobie na jedno, bardzo ważne pytanie: czy masz 100% zaufanie do osoby, która Ci tę ofertę życia składa. Jeśli nie masz, zrezygnuj, nawet, jeśli Ci się wydaje, że zarobisz krocie.
Podsumowując
Opisałam sytuacje, które być może część większość osób zostawiłaby dla siebie. Świetnie. Tylko zamiatanie tego typu kwestii pod dywan nic nie zmieni. Nie uchroni kolejnych osób przed popełnianiem tych samych błędów. Nie zwróci straconego czasu i pieniędzy. Ja też kiedyś zaczynałam i wiele bym dała za to, aby mieć przy sobie mentora, który poprowadzi mnie za rękę, powie co jest dobre, a co złe. Wierzę, że warto dzielić się swoim doświadczeniem. Nawet tym złym.
Życzę Wam ostrożności i samych przemyślanych, mądrze podejmowanych decyzji.
Ikona wpisu: https//bit.ly/2gcUMPv