Czerwony dywan, kreacje warte miliony dolarów, gwiazdy Hollywood – Oskary. W tym roku (jak co roku zresztą) wszyscy patrzą na Leo. Czy aktor w końcu zasłużył na statuetkę? Jako, że Leonardo jest mi bliski od kiedy zobaczyłam go w roli Romeo, postanowiłam sprawdzić czy ma szansę na otrzymanie złotego posągu. Udałam się do Cinema City, obejrzałam Zjawę. I już wiem.
Przykro mi, ale to nie będzie Twój rok, Leo.
Otrzyjcie łzy, to nie jest najważniejsze. Im dłużej trwał seans, tym mocniej w mojej głowie krystalizowały się myśli, a po wyjściu z kina nie miałam już wątpliwości. Film to taki startup. Pff. Jakież to banalne, a jakże prawdziwe! A taki Leo to gwiazda startupu, może być CEO, bo founderem raczej będzie reżyser, albo scenarzysta! Tak czy siak, jeśli film to startup to Oskarami są inwestorzy. W końcu dla takiego startupu inwestycja to najlepsza nagroda. I nie każdy ją dostaje, co to to nie, zwycięzców jest tylko kilku. Za to w różnych kategoriach. Of kors.
Macie wątpliwości odnośnie mojej tezy? To poważny błąd. Już spieszę z wyjaśnieniami.
Scenariusz, czyli pomysł na startup
Strzał w dziesiątkę to zagranie w filmie, który spodoba się widzom i Hollywoodzkiemu Jury. Tylko skąd wiadomo, że właśnie ta, a nie inna produkcja okaże się hitem? Oczywiście, można popatrzeć na rynek, przeanalizować filmy, który otrzymały Oskary w ciągu ostatnich kilku lat. Zobaczyć, jak scenariusz wpisuje się w łaski (i potrzeby!) potencjalnych widzów. Ale i tak, to nie gwarantuje sukcesu. Tak Zjawa na przykład. Film dobry teoretycznie. Dawno takiego nie było. Historia trzyma w napięciu, są częste zwroty akcji a nawet odrobina czarnego humoru. Czyż podobnie nie jest w startupie? Czasami wydawałoby się, że mamy dobry pomysł, trafnie wytypowaliśmy grupę docelową, poznaliśmy jej potrzeby. Wypuszczamy produkt na rynek, czekamy i… kupa. W Zjawie czegoś ewidentnie brakuje. I niby wszystko się zgadzało, wszystko było na swoim miejsc…A jednak. Zabrakło elementu „growth hackingu”, dzięki któremu startup mógły się szybko rozwinąć i poszybować. Nie będzie Oskara.
Pierwszoplanowa rola męska, czyli gdzie jest CEO
Skoro ustaliliśmy już, że Zjawa to nie jest film na miarę Oskara, co zrobić z grającym w nim Leo? Przecież to dobry aktor i niewątpliwie zasługuje na nagrodę. Leo jest jak dobry CEO. Pytanie, czy otrzyma statuetkę, jeśli znalazł się nie w tym filmie co trzeba? Czy będąc CEO jego średniej jakości startup otrzymałby dofinansowanie za sam fakt, że rządzi nim Leo? Nie wiem, ale wydaje mi się, że takie rzeczy rzadko się zdarzają. Ale mogę się mylić.
Dobry film + dobra obsada głównej roli = przepis na sukces
Słaby film + dobra obsada głównej roli = ???
Słaby film + słaba obsada = klops
Dobry startup + dobry CEO = przepis na sukces
Słaby startup + dobry CEO = ???
Słaby starup + słaby CEO = klops
Obsada, czyli zespół
Znacie jakiś film, który zdobył Oskara, pomimo tego, że miał kiepski scenariusz, ale zagrali w nim świetni aktorzy, którzy pozamiatali? Ja nie znam, albo przynajmniej w tej chwili nie pamiętam. Dobry film jest dobry nie z jednego, a co najmniej z kilku. Po pierwsze ma dobry scenariusz. Po drugie – ważne jest to, do kogo należy pierwszoplanowa rola. Po trzecie – trzeba skompletować mocną obsadę. Film, w którym wszystko jest przemyślane, przy którym pracują sprawdzeni ludzie ma większą szansę spodobać się widzom. A jak to się ma do naszego startupu? Kiepski pomysł, ale świetny zespół. Jest czy nie ma inwestowania?
Co dalej z Leo?
Wróćmy do początku. Leo nie zdobędzie Oskara. Szkoda, bo na końcu nawet ładnie o niego prosił. Był przy tym nawet lekko groteskowy. Niestety. Słaby był ten film, oj słaby.
Nie bądźcie jak Leo.
Nie grajcie w złych filmach, a jeśli już, to potem nie błagajcie o Oskara.