Autorem relacji jest Piotr Adamczyk.
A więc pokonałem drogę na forum dwukrotnie. Dwa razy więcej metra w Barcelonie. Zwyczajnie kocham to miasto. Chyba tylko tu można spotkać obnośnych sprzedawców zapalniczek, sznurówek i innych dóbr nie-pierwszej potrzeby. Więcej tego widziałem 10 lat temu w podmiejskim pociągu relacji Moskwa-Pietuszki. Ciekawym zjawiskiem sa też muzycy o niespełnionych ambicjach, którzy ciągną na wózku wzmacniacz i głośnik i robia w wagonie nie lada show. „Cie cie re re cie” z playbacku z samego rana stawia na nogi lepiej niż podwójne espresso. Bije to tylko Kalinka w wykonaniu cyganów, którą słyszałem tu w maju zeszłego roku.
Wczoraj napisałem, że poprawiła się organizacja forum. Że nie ma kolejek. Że wszystko idzie gładko i płynnie. Cofam to. Wczoraj chyba po prostu jeszcze nie wszyscy dotarli na kongres. Na stacji, przed pociągami jadącymi na Fira Gran Via tłum. A już prawie dziesiąta rano. Tłok absolutnie przerażający. Jakby nagle opróżnić cały stadion Camp Nou. Oznacza to, że musiałbym czekać jakieś pięć pociągów.
Wpadam na genialny pomysł. Wychodzę ze stacji i lecę pod Fira Montjuic, gdzie odbywa się druga część targów. Stąd do Fira Gran Via kursują autobusy wahadłowe. Jedyny minus – jeżdżą co jakieś 20 minut. Wydaje się nie dużo. Problem w tym, ze taki autobus stoi na słońcu. W Barcelonie oznacza to przenośną saunę. Na szczęście jest rano i wszyscy zdają się czyści i świeży. Lekko spóźniony docieram na kongres.
Dzisiaj w planach sesje Dolby, Twittera i IBM. W przerwach pograsuję sobie po stoiskach. Jak będzie czas. Zaczynam od sesji Dolby. Tytuł ciekawy – „The art and science of storytelling in 2020” – ale nie spodziewam się jakiś szczególnych rewelacji – co oni mogą pokazać? – zastanawiam się. No i tutaj miłe zaskoczenie. W planach kilka lekkich prezentacji i arcyciekawe panele dyskusyjne z udziałem filmowców, dźwiękowców, ludzi z Dolby i Lenovo.
Świetny panel „Democratizing storytelling on mobile”. Wszystko idealnie opowiedziane, ułożone, ustrukturyzowane. Czuje się jakbym słuchał hipnotyzującego opowiadania. Czy oni się umówili? Czy to jest zainscenizowane? Dzięki komórkom, wszyscy jesteśmy storytellerami. Wszystko możemy nagrać. Całe nasze życie, nasza historia to MOMENTY. Najważniejsze to uchwycić każdy TEN moment. Jak najlepiej. To jest rola technologii. Jak? Ważne jest np. aby szybko i sprawnie uruchomić kamerę w telefonie, zanim nasz mały zrobi pierwszy krok. Żeby uchwycić ten moment w jak najlepszej możliwej jakości obrazu i dźwięku. Nasz kontent – nasze historie i tak są dla nas ważne, ale tak czy siak chcemy, żeby były jak najładniejsze. Stąd przecież sukces np. Instagrama, który pozwala uchwycac i upiększać momenty.
Przy tworzeniu kontentu wszyscy jesteśmy amatorami. Profesjonaliści maja studia, montażystów, dźwiękowców, miliony dolarów. Efekt jest nieporównywalny. ALE. Amatorka jest bardziej emocjonalna, osobista, sprawia, że zawartość jest nam bliższa, bardziej realna. Pozostańmy amatorami. Ale róbmy kontent jeszcze lepszej jakości. Jak najbardziej jest potencjał i zapotrzebowanie na PRAWDZIWE historie. A więc możemy się spodziewać jeszcze mocniejszego upychania w smartfonach coraz lepszych kamer i mikrofonów, głośników, HD, ulatra HD itd.
Na deser Dolby częstuje mnie czymś naprawdę niesamowitym. Po prostu mają mnie. Podczas jednego z bloku o wirtualnej rzeczywistości w rozrywce, mam okazję pobawić się ich pilotażowym projektem. Dostałem do wypróbowania to: https://play.google.com/store/apps/details?id=com.jauntvr.preview.mccartney. Dolby wspólnie z aplikacją Jaunt stworzyły wirtualny koncert. Tu Paul McCartney śpiewa Live And Let Die. Zasada jest prosta. Instalujesz aplikację. Odpalasz Google Cardboard lub inny tekturowy VR viewer. Zakładasz słuchawki stereo. Aplikacja obsługuję VR i dźwięk 3D. Efekt miażdży. Czułem się dosłownie jakbym stał na scenie obok Paula i śpiewał przed kilkudziesięciotysięczna widownią. To jest to. Płyty DVD albo nawet Blue Ray z koncertami właśnie odchodzą do lamusa. Polecam każdemu wypróbować. 11/10.
Na programie Dolby mija mi prawie pół dnia. Czas na panel Twittera. Tutaj oczekiwania miałem spore. W sumie to nie wiem dlaczego. Może dlatego, że taka marka. Trochę się zawiodłem. Bo prawie trzy godziny prezentacji okazały się niczym więcej ponad sprzedażową papkę. Przede wszystkim promowany był Fabric – Twitterowa platforma do budowy aplikacji. A więc hasła MoPub, Answers, Fabric, odmieniane były przez wszystkie przypadki. Czułem się trochę jak na prezentacji garnków ze stali nierdzewnej w Licheniu, albo co najmniej jak po trzygodzinnej sesji oglądanie telezakupów Mango.
Z tego całego sprzedażowego bełkotu, można było wyłuskać parę ciekawych rzeczy. Generalnie – Twitter jako firma odchodzi od bycia po prostu aplikacją, a kieruję się w stronę platformy i technologii umożliwiającej tworzenie, pomiar i analizę aplikacji. To ciekawe podejście. Nie chcą się skupiać na jednej tylko aplikacji. Wręcz przeciwnie – w oparciu o nią, chcą tworzyć cały ekosystem aplikacji. Sam Twitter ma tu być siłą napędową i epicentrum tego systemu. Odważne, ale bardzo ciekawe. Jest potencjał.
Wiele tez się mówiło o Twitterze w kontekście reklam. Tu coś co mi się podoba. Nikt nie miał wątpliwości, że aplikacja to nie tylko powierzchnia reklamowa. Przede wszystkim to wielka machina działająca w połączeniu z innymi mediami – szczególnie z telewizją. Ilość tweedów generowanych np. podczas Super Bowl jest zatrważająca. Szczerze mówiąc sam nie używam Twittera i niezbyt podzielam ten entuzjazm, ale z faktami trudno polemizować. Nie wiem czy Twitter, ale interakcje w czasie rzeczywistym mobile-TV to przyszłość. I to niezbyt odległa. Jako przykład podany był spot Clash of the Clans z Liamem Nessonem.
Z drugiej strony, sporo było o Twitter ads, głównie w kontekście generowania pobrań aplikacji. Kilka ciekawych case’ów pokazujących, że aplikacja jest świetnym źródłem pobrań. XX% niższy CPI, większa lojalność klientów, więcej rejestracji, engagement rate itp. itd. I tutaj mocna refleksja na temat kampanii CPI/CPD i tego co się dzieję w mobile. Zarówno u nas jak i na Zachodzie. Nie wiem czy pociesza mnie, że tam mają takie same problemy. Klienci często bezrefleksyjnie patrzą na jeden wskaźnik – koszt pobrania. Korzystają na tym nieuczciwe podmioty oferujące tani ruch słabej jakości. W całym tym dłubaniu w xls-ach i pogoni za obniżeniem kosztów, zapominamy o jakości! Jeżeli pobranie aplikacji kosztuje normalnie ok. 10-15 PLN, to co dostaniemy za 4 PLN? Użytkownika, który pobrał naszą aplikację, żeby dostać kilka przysłowiowych gwiazdek w swojej ulubionej grze. Ciekawe czy taki użytkownik będzie korzystał z takiej aplikacji… chciałbym żyć w świecie, w którym nie liczy się „najtaniej” a „adekwatnie do jakości”. To tak jak z fryzjerem. Mogę się obciąć za 15 PLN, za 50 PLN i za 100 PLN. Pierwszy obetnie mnie na garnek, albo skrzywdzi. Ostatni nie jest wart tej kasy. Wybieram tego za 50 PLN. Dlatego, że jest tyle wart. Tak naprawdę jest wart więcej, więc zapłaciłbym i 75 PLN – mam nadzieję, że tego nie czyta.
Po południu czas na zasłużona przerwę. Znowu godziny spędzone w klimatyzowanej hali. Nagroda – przerwa na słońcu. Tak, 24 stopnie i słoneczko. Znowu. Kolejny dzień wszyscy chcą na zewnątrz. Dzisiaj znajduję miejsce na dużym, dość pustym placu przy północnym wejściu do kompleksu. Chyba mało kto się tu zapuszcza. To dobrze. Nie ma takich tłumów jak przy głównym wejściu. Nareszcie mogę znaleźć kawałek krawężnika, przysiąść i spokojnie skonsumować lancz, łapiąc pierwsze promienie słońca w tym roku. Nie tylko ja mam taki pomysł. Naokoło dziesiątki ludzi rozproszonych na placu. Jedni się opalają. Inni leżą w cieniu na kilku łatach trawy. Zupełnie nie jak na forum. Nie ma garniaków i etykiety. Jest luz. W końcu to Hiszpania.
Dla lepszego trawienia, przysłuchuje się transmisji z jednej z wielu debat na seminariach. Akurat trafiam na ciekawy temat. Jest o danych i bezpieczeństwie. Dyskusja na temat śledzenia użytkowników, gromadzenia i przetwarzania informacji o nich. Okazuje się, ze owszem, konsumenci sa bardzo wrażliwi na tym punkcie – aż 50% z nich zmieniłoby markę, jeżeli ta nie potrafiłaby się obchodzić z ich danymi. Z drugiej jednak strony są gotowi na kompromis – jeżeli wykorzystanie danych prowadzi do dostarczenia wartości dodanej dla konsumenta. Niby oczywiste. Co innego gdy dostajemy od marek bezwartościowy spam a co innego, gdy taki Amazon, na podstawie tego co przeglądamy i kupujemy, podsuwa nam rekomendacje, które naprawdę nas interesują. Ja w ten sposób swego czasu na Amazon.co.uk przepuściłem mini-fortunę. Na rzeczy, o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia!
Wracam na seminarium IBM. Moim oczom ukazuje się dziki tłum. To dziwne, bo niczego nie rozdają. Okazuje się, że ta kolejka właśnie na IBM Mobile First. W zasadzie okazuje się, że to trzy różne kolejki. Dla zaproszonych przez IBM, dla potwierdzonych kongresowiczów i niepotwierdzonych. Od razu widać, ze ci ostatni nie mają czego szukać. Ostatni raz takie tłumy widziałem na filmach z akcji „Crocsy w Lidlu”. Ja na szczęście jestem w drugiej kolejce.
Mobile First. Jak mnie irytuje ta bezsensowna, sztuczna i przereklamowana konstrukcja. Zawsze gdy to słyszę lub widzę, włącza mi się gdzieś tryb „ofensywy” i mam ochotę takich mobajlowych napaleńców zapytać, czy kredytu na mieszkanie też szukali przez telefon, czy prezentację też robili na telefonie? Czy House of Cards tez oglądają na smartfonie? NIE. Bo nie o to chodzi, żeby wszystko wyrzucić i przesiąść się na telefony, bo taka jest moda. Chodzi o to, aby – jak wszędzie – postępować z głową, nie ulegając ekscytacji. Tak mobile jest ważny. Jest ELEMENTEM układanki o nazwie media-mix, a nie jej całością. Tu nawet nie chodzi o media-mix, tu chodzi o cały biznes. Bo mobile to nie tylko reklama, to narzędzie biznesu. Ma się idealnie wpisywać w procesy. Pomagać, integrować, udoskonalać… Zerkam na telefon. Dostaje powiadomienie. Mój Digital badge został właśnie zweryfikowany! Już nie potrzebuję dokumentu ze zdjęciem, żeby się dostać na kongres. Czyżby?
MobileFirst to nowa platforma IBM do tworzenia i zarzadzania aplikacjami. Dla biznesu. Wiec trochę wyższa liga niż wiele osób z branży robi na co dzień. Jaka jest różnica. U nas często ulega się modzie, tam decyzje wynikają z głębokiej potrzeby zmiany. To też inne pieniądze. W marketingu jak aplikacja okaże się niewypałem – a często się tak dzieje – projekt się po prostu „ubija”. W biznesie, pomyłka oznacza milionowe straty. Dlatego wszystko jest bardziej przemyślane. My dłubiemy w korze sosnowej. A to jest prawdziwa sztuka. Jest poważnie. Parę niezłych porad w jaki sposób robić to dobrze.
Co mnie uderza – transformacja. Uproszczenie. Jedna aplikacja zamienia ogromne ilości danych i liczb, które sa zwyczajnie nie do przetworzenia przez użytkownika – np. 20 stron skomplikowanych analiz na jeden ekran z suwakami. Bardzo ciekawe przykłady. Aplikacja dla pracowników linii lotniczych. Jedna pozwala udoskonalić system tankowania na wybranych lotniskach. Analizuje ile i gdzie dotankować, aby było najtaniej. Brzmi banalnie. Pozwala zaoszczędzić miliony dolarów w skali roku. A decyzje można podjąć w ciągu minuty, w każdym miejscu. To ważne, bo warunki się zmieniają cały czas (pogoda, ruch lotniczy).
Od B2B powinnismy się wszyscy uczyć. To swietne przykłady w jaki sposób mobile pomaga w procesach. Nie robimy aplikacji po to, żeby ją mieć, tylko dlatego, że ułatwia nam prace, pomaga zaoszczędzić grube miliony. Ma jakiś cel. Dlaczego tak często brakuje tego w działaniach komunikacyjnych? Za dużo ekscytacji? Za bardzo chcemy być do przodu? Za bardzo innowacyjni? Innowacyjność nie polega na robieniu nowych rzeczy na wariata, tylko na wykorzystaniu okazji w taki sposób, w jaki inni jeszcze jej nie potrafili wykorzystać. Na pewno nie jest łatwo być innowacyjnym. Potrzeba odwagi. Ale odwaga to nie rzucanie się na oślep w ogień.
Słucham jak zahipnotyzowany, nawet nie wiem kiedy minęły kolejne trzy godziny. Kofeina i glukoza z ciastek robią swoje. Tak minął mi drugi dzień kongresu. Było ciężko. Poważne tematy. Dużo refleksji na temat pracy. Nie miałem nawet czasu na wycieczkę po targach. Wpadło mi w oko parę rzeczy, ale będę musiał nadrobić jutro i pojutrze.
Na zakończenie tego dnia, spacer przy marinie. Po całym dniu chodzenia w „laczkach” czuje się jak po biegu w szpilkach. Na szczęście Panie zazwyczaj biegają kilkaset metrów, ja przeszedłem dziś ponad 21 kilometrów. Dodatkowe dwa nie zaszkodzą. Do jutra!
Piotr Adamczyk, Mobile & Emerging Platforms Manager, MEC Interaction. W reklamie internetowej od 2006 roku. Pierwsze kroki stawiał w domu mediowym OMD, następnie pracował w sieci reklamowej ARBO i domu mediowym Infinity Media. Z MEC Interaction związany od 7 lat. Pracował dla takich Klientów jak Nestle Polska, Hortex, Orange, Mercedes, Nivea, Citi, Kompania Piwowarska, H&M. Od 4 lat kieruje komórką odpowiedzialną za wykorzystanie narzędzi mobile marketingu w komunikacji. Jako pierwsza osoba w Polsce zdobył tytuł Mobile Certified Marketer przyznawany przez Mobile Marketing Association. Prywatnie biegacz, miłośnik jedzenia i podróży.