Celowo nie wykupywałam więc żadnego pakietu na wyjazd, licząc na okazyjne podłączanie się pod lokalne wi-fi. I wiecie co? Ten tydzień bez netu w komórce uświadomił mi kilka rzeczy. Przede wszystkim upewniłam się z jakich aplikacji muszę korzystać (jestem od nich uzależniona!), ale sprawdziłam także jak wykorzystuję telefon bez dostępu do netu. Oto kilka moich przemyśleń:
Do łask wróciły SMS-y (które na co dzień piszę niezmiernie rzadko). SMS-owałam z kilkoma osobami, wszystkim napisałam, że jestem dostępna pod SMS-em, żeby nie próbowali mnie ścigać na mailu albo na fejsie.
Przy połączeniu z netem tak naprawdę zależało mi tylko na tym, aby sprawdzić maila, zobaczyć czy ktoś pisał do mnie na fejsie (jak coś na cito to odpowiedzieć) i wrzucić fotki na instagrama. Reszta aplikacji nie miała dla mnie aż tak dużego znaczenia. W sensie spokojnie mogłam się bez nich obyć.
Zamiast nawigacji Google w zupełności wystarczyło mi korzystanie ze świetnych maps.me, które idealnie, przy odrobinie wysiłku, pokazują jak dojechać do celu, znaleźć lotnisko, stację benzynową czy hotel. Przy braku dostępu do netu to świetna opcja. Dobra, niezależnie od tego czy będę miała net czy, nie na pewno będę korzystała z tej aplikacji. Polecam Wam gorąco ten produkt. Mega prosty w obsłudze, dokładny, nigdy mnie nie zawiódł i w zasadzie dzięki maps.me bez znajomości terenu dojechaliśmy bez problemu do celu (zresztą nie raz).
Kiedy Miko był już mocno znudzony, albo potrzebowaliśmy chwili odpoczynku, telefon idealnie sprawdzał się w roli zabawiacza. Chłopak ma swoje ulubione gry, więc z chęcią, jak to dziecko, brał telefon i naparzał, a my oddawaliśmy się błogiej ciszy (4 latek potrafi być angażujący ;) ). Ulubione gry naszego miśka? Todo Math – bezapelacyjny hit, cała seria Duplo, Subway Surf. Żadna nie wymaga dostępu do internetu.
Jestem typowym użytkownikiem smartfona, nie mam aparatu foto, zdjęcia robię telefonem i do tego go głównie wykorzystywałam. Przy połączeniu z wi-fi robiłam update na iclouda, żeby rodzina wiedziała jak dobrze się bawimy, no i oczywiście instagram, o którym pisałam już wcześniej.
Podsumowując. Wakacje bez interentu zrobiły mi dobrze. Wcale a wcale nie biegałam po całym hotelu w poszukiwaniu wi-fi. Prawie przeszłam detox, gdyby nie to, że co wieczór siedziałam na kompie (tak, praca na swoim ma same plusy ;)). Polecam Wam zatem sprawdzenie jak w Waszym przypadku wygląda korzystanie ze smartfona bez internetu. Może się okazać, że odkryjecie jego nowe, ale stare zastosowania.. albo, że tak naprawdę w ogóle nie potrzebujecie smartfona, tylko telefon analogowy, o!
Tym lekkim majowym wpisem życzę każdemu takiego detoxu.